Wielkie udręki

2.1KReport
Wielkie udręki

Kiedy Cullenowie przywieźli go do swojego domu, ośmioletni Jasper uznał, że jest za duży. Był tak przerażony wysokimi sufitami i odbijającymi się echem przestrzeniami w ich eleganckim foyer, tak jasnym i sterylnym. Pomyślał sobie: Jest tyle rzeczy do zniszczenia. Wazony i małe figurki zaśmiecały półki i blaty, a Jasper doskonale zdawał sobie sprawę, że nigdy nie był zbyt pełen gracji. Przycisnął więc ręce płasko do boków i obserwował czubki swoich starych tenisówek, gdy prowadziły go przez dom do nowej sypialni. Rzucił się w to z wielką ulgą. Jego rubinowoczerwony pokój był wygodnie pozbawiony wszystkich małych, delikatnych porcelanowych i szklanych bibelotów, które mijał w drodze po krętych schodach.

Nigdy nie sądził, że będzie tęsknił za domem, ale tej pierwszej nocy zdecydowanie tak. Czerwień ścian nagle zaczęła przypominać krew. Poza tym w dużym domu było tak wiele miejsc, w których potwory mogły się ukryć, małych zakamarków i zakamarków za meblami i stołami.

Ukrył się pod łóżkiem następnego dnia, kiedy doktor i pani Cullen ogłosili wizytę u lekarza. Panicznie bał się igieł, dopiero co wyszedł ze szpitala, gdzie ciągle go szturchali i szturchali.

Drewniana podłoga, na której leżał, była zimna i kojąca, a przez przydzieloną mu przestrzeń mógł obserwować drzwi. Po tak długim czasie otworzyły się i małe nóżki weszły do ​​środka. Przyjrzał się butom – brązowym i czystym – i cofnął się, gdy się do niego zbliżyli.

Koc został nagle podciągnięty, a intruz przykucnął, spuszczając swoje rudawe włosy na podłogę cierpliwym, przeszywająco zielonym spojrzeniem. Oczy Jaspera rozszerzyły się z podziwu, gdy patrzył na tego drugiego chłopca, nigdy nie był w pobliżu kogoś tak wyraźnie w jego wieku, odkąd był znacznie niższy.

– Czy tam nie jest ciemno? – zapytał nagle chłopiec, a kiedy Jasper nie odpowiedział – był zbyt oszołomiony, by to zrobić – chłopiec wzruszył ramionami i po prostu do niego dołączył. Prześlizgnął się po twardym drewnie i położył obok Jaspera, opierając policzek na jego ramieniu i wpatrując się w niego. Wyszeptał swoim miękkim, chłopięcym głosem: - Myślałem, że potwory kryją się pod łóżkami? i wydął usta w zamyśleniu.

Jasper się roześmiał. To było takie trylujące, a jednocześnie dziwnie puste. Kiedy jego śmiech ucichł, wpatrzył się w twarz chłopca i prześledził kontury przerażonymi oczami. Próbował przekazać spojrzeniem to, co zawsze czuł: ciemne, zimne powietrze łaskotało go w palce u stóp i wspinało mu się po nogawkach spodni, gdy leżał nieruchomo w ciemności.

Jasper był potworem, ponieważ potwory nigdy niczego się nie bały — nawet igieł.

Ale Edward – jak się przedstawił – leżał z nim, dopóki Jasper w końcu nie ustąpił i nie wyszedł. Bo jeśli Jasper był potworem, to ten Edward był białym, lśniącym rycerzem, tak odważnym, by wczołgać się pod łóżko i przemówić do samego potwora.

Edward stał z wysoko uniesionym podbródkiem, gdy obaj w końcu wyszli, a potem wziął Jaspera za rękę. Miał figlarnie krzywy uśmiech, który rozkochał Jaspera. Edward natychmiast paradował z Jasperem po ich dużym domu, tak dumny i spełniony, że osiągnął to, co dorośli uważali za niemożliwe.

Kiedy ciotka Edwarda, uśmiechnięta i jowialna z powodu ostatecznego pojawienia się Jaspera, zapytała, Edward poinformował ją rzeczowo: „Jasper nie może iść do lekarza. Bawi się dzisiaj ze mną”.

I to było to.

Pokazał Jasperowi swoje książki, żołnierzyki i elektroniczne gry wideo. Jasper nigdy wcześniej nie widział elektronicznych gier wideo. Edward – zawsze bezinteresowna istota – chciał oddać Jasperowi każdą swoją zabawkę i po wielu dniach spędzonych na zabawie z nim zaczął zostawiać swoje rzeczy w pokoju Jaspera. Esme znajdowała tam drogie urządzenia Edwarda i pytała: „A gdybyś chciał się tym później pobawić, Edwardzie?”

Jasper czuł się niekomfortowo, widząc upomnienie za marnotrawstwo i zaniedbanie jego nowego najlepszego przyjaciela. Bał się kary Edwarda. W ten sposób Jasper ściskał jego dłoń i trząsł się ze strachu, że doktor Cullen uderzy chłopca. To była powszechna kara dla Jaspera, zanim przybył do domu Cullenów.

Bardzo częsta kara.

Za pierwszym razem, gdy zareagował w ten sposób – popchnął Edwarda za siebie i spojrzał ze strachem w oszołomione oczy Esme – błagał: „Ukradłem jego zabawki. Zamiast tego uderz mnie”. A potem Jasper czekał na wściekłość Esme, spodziewał się, że zejdzie na dół i wezwie męża z pracy do domu, aby sam wymierzył karę Jasperowi.

Ale zamiast tego zrobiła krok do przodu ze łzami w oczach. To zaniepokoiło Jaspera i wzdrygnął się instynktownie, nie mogąc wiedzieć, że ona chce go tylko objąć. To wtedy zeszła na dół, żeby zadzwonić do męża, a Jasper – oszalały i przestraszony – próbował wsunąć się pod łóżko, stać się potworem, który nie bałby się nawet doktora Cullena, jego pasków i igieł.

Ale Edward mu nie pozwolił. Edward wydawał się rozumieć więcej niż Jasper i był smutny, gdy kazał mu położyć się na łóżku, zamiast pod nim. Zwinęli się w kłębek, a Edward przytulił się do Jaspera, pieścił jego włosy, kiedy płakał i trząsł się ze strachu. Byli mocno ściśnięci tego popołudnia, szloch Jaspera został stłumiony przez żółtą koszulę Edwarda, gdy Edward go uciszał.

Tak zmęczeni skróconym dniem grania, zasnęli w tej pozycji.

I tak znaleźli ich doktor i pani Cullen: nogi i ręce splątane i oplecione jak winorośl wokół płotu, gdy spali spokojnie. Nie odważyli się im przeszkadzać, a Jasper obudził się znacznie lepiej, gdy zdał sobie sprawę, że nie budzi się sam.

Mali chłopcy już nigdy nie spali sami.

---

Nocami Edward przychodził do Jaspera iw zamian musiał coś zyskać – chociaż Jasper nigdy nie rozumiał, dlaczego Edward nie znudził się samym leżeniem z nim w ciemności, podczas gdy on zachowywał się jak straszny kot. Czasami po cichu grali w gry lub używali czarnych pisaków do pisania na ścianach Jaspera. Esme zachęciła go do tego, kiedy zobaczyła, jak kreśli koniuszkiem palca słowa na czerwonej farbie, a jego usta zdobi mały, skoncentrowany uśmiech. Ciche szepty chłopców odbijały się echem i osadzały nocą w tych ścianach, zapisując krótkie fragmenty strategii taktycznych stosowanych przez ich figurki akcji.

Z założenia byli nierozłączni. Jasper patrzył ze zdumieniem na szerokie uśmiechy Edwarda i trzymał go w przeciwieństwie do normalnego chłopca, zawsze obejmując ramionami jego drobną talię lub ramiona. A Edward dotykał Jaspera w obcy sposób. Gładził jego włosy i trzymał go za rękę, a Jasperowi się to podobało. To nigdy nie sprawiało, że Jasper czuł się jak szczeniak, którego przyniesiono do domu w ofierze samotnemu siostrzeńcowi, mimo że już doszedł do wniosku, że prawdopodobnie tak było.

Edward sprawiał, że czuł się kochany.

Lata mijały z ich przewidywalnymi rutynami budzenia się, zabawy, chodzenia do szkoły podstawowej i zasypiania, które splatały się ze sobą, a Jasper nie kwestionował swoich uczuć. To była jedyna prawdziwa przyjaźń, jaką kiedykolwiek znał. Sam Edward rzadko spotykał się z innymi dziećmi na szkolnym placu zabaw, zamiast tego zdecydował się usiąść obok Jaspera na piasku pod drążkami dla małp. To tutaj jedli ekstrawaganckie lunche Esme w workach, perłowe zęby wgryzały się w błyszczące czerwone jabłka i chichotali z dziewczyn z łyskami, które łasały się do rozczochranych włosów Edwarda, szarpiąc je.

Pozostałe dzieci ostatecznie zgodziły się, że żadne z nich nie dołączy do ich grup na huśtawkach.

Ale z biegiem lat starzeli się, lata przychodziły i odchodziły, razem wspinali się po szczeblach swojej szkoły podstawowej. Buty wyrosły, spodnie stały się za krótkie, a z emocjami Jaspera zaczęły się dziać dziwne rzeczy.

Edward był domem Jaspera. Przywiązał się do niego w sposób, którego nikt w jego wieku nie był w stanie pojąć. Przez długi czas Jasper nie mógł jeść, spać ani wychodzić na zewnątrz, nie znając bezpośredniego miejsca pobytu Edwarda.

Pewnego dnia Edward wyszedł nad rzekę za posiadłością. Zostawił Jaspera, bo się kąpał, a Edward zawsze był niecierpliwy. Jasper powiedział mu, żeby poczekał, że pomoże mu złapać kijanki do ich szkolnego projektu, ale Edward poszedł, niezręcznie krocząc przez mroczne drzewa do samego brzegu rzeki.

Jasper wyłonił się z sypialni i przeszukał dom, wpadając w panikę, gdy zdał sobie sprawę, że Edwarda nie ma już w środku. Nie mógł zrozumieć, w jaki sposób jego oddech stawał się coraz cięższy, ani dlaczego jego puls przyspieszał, a obraz stawał się niewyraźny. Jasper wybiegł z domu na podwórko, tak śpiesząc się nad brzeg rzeki, że potknął się o gałęzie i zdarł sobie kolana. Nie obchodziło go to. Wstał i kontynuował swoją drogę, szeroko otwierając oczy i przerażony każdą sekundą, kiedy nie mógł zobaczyć swojego przyjaciela i wiedzieć, że wszystko z nim w porządku.

Jasper zawsze bał się, że Edwardowi coś się stanie – że potwory pokonają jego białego rycerza. Edward zawsze był chroniony. Jasper wiedział, że gorsze zło na tym świecie istniało poza trywialnymi sztuczkami na szkolnym podwórku, do których Edward był przyzwyczajony.

Osuwając się w błoto na brzegu rzeki, Jasper dostrzegł połysk rudych włosów Edwarda, podwinął nogawki spodni, gdy przykucnął w wodzie, zanurzając szklany słoik pod powierzchnię, by złapać oślizgłe kijanki.

Jasper chciał biec za nim, ale bał się i nie umiał pływać. Był szczęśliwy po prostu wiedząc, że z Edwardem wszystko w porządku, a gdy chłopiec odwrócił się do niego, z szerokim grymasem na twarzy, gdy wykrzyknął: „Złapałem sześć!” Jasperowi ulżyło.

Rzadko spuszczał Edwarda z oczu, decydując się na kąpiel po zmroku, kiedy wiedział, że Edwardowi nie wolno wychodzić z domu. Nigdy nie wydawało się to niepokoić Edwarda, który i tak rzadko opuszczał stronę Jaspera. Przez długi czas wszystko było idealne, ponieważ Jasper był przyzwyczajony do dziwnych rzeczy, które działy się z jego emocjami. Emocje były czymś, z czym mógł sobie poradzić.

Ale wtedy z ciałem Jaspera zaczęły dziać się dziwne rzeczy.

---

Widział to w telewizji między małżeństwem. Mężczyzna i kobieta leżeli razem w łóżku, a on położył się na niej, wcisnął się w nią i włożył język do jej ust. Jasper był prawie pewien, że to był rodzaj telewizji, której nie wolno mu było oglądać, ale był przeziębiony, a Esme pozwoliła mu spać na sofie, kiedy został w domu ze szkoły. Właśnie przerzucał kanały, kiedy błysk ciała sprawił, że jego palec zatrzymał się na gumowym przycisku.

Patrzył, jak mężczyzna kładzie rękę na jej klatce piersiowej i wydali dźwięki, jego biodra wciskały ją w łóżko, gdy zaczęła zdejmować jego koszulę. Jasper był podekscytowany. Usiadł i pochylił się bliżej telewizora, zgniatając zasmarkane chusteczki w pięściach, gdy szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w ekran. Mężczyzna zaczął pchać i poruszać się na niej i... Jasper wiedział, że chciał to zrobić.

Im szybciej, tym lepiej.

Oglądając to, czuł się tak podekscytowany. Chciał natychmiast wyłączyć telewizor i iść do łóżka. Ale Jasper zatrzymał się na szczycie schodów. Zastanowił się nad tym jeszcze trochę i zdał sobie sprawę, że nie dzieli łóżka z kobietą.

Dzielił łóżko z Edwardem.

Od tamtej pory Jasper nie był w stanie o niczym myśleć. Jedyną rzeczą bardziej ekscytującą niż robienie tego z kobietą było robienie tego z Edwardem.

Ta myśl rozbawiła go również tej nocy, kiedy Edward wskoczył do jego łóżka. Jasper był pewien, że sprężyny sprawią, że będą się podskakiwać. Tak bardzo chciał to zrobić z nim. Wyglądało to na świetną zabawę. Ale coś na powierzchni powstrzymało go przed pojawieniem się w postaci odważnych i ekscytujących pokazów. Bał się obudzić ciocię i wujka Edwarda swoimi mrocznymi chichotami i podskakiwaniem, podskakiwaniem, podskakiwaniem.

Krótko po tym Jasper zaczął dziwnie reagować fizycznie na ciało Edwarda, chociaż nie do końca je rozumiał. Był zmuszony do ukrywania niezliczonych, kłopotliwych zesztywnień swojego penisa i dowodów ekscytujących snów na swoim miękkim, lepkim brzuchu o wschodzie słońca we wspólnych łóżkach.

Za pierwszym razem wpadł w panikę, myśląc, że zmoczył łóżko i że – z pewnością – upokorzył się przed jedyną osobą, której opinia kiedykolwiek się dla niego liczyła. Wściekły, wykopał oszołomionego Edwarda z łóżka i wepchnął jego brudną bieliznę na dno łazienkowego kosza na śmieci, modląc się, żeby nie został złapany i ukarany za zrobienie czegoś tak niewiarygodnie dziecinnego.

Esme znalazła ich i szybko poinformowała męża. To wywołało dość niewygodną i niezręczną rozmowę dotyczącą słów obcych Jasperowi: masturbacja, wytrysk, penetracja. Wszyscy „-ation” zdezorientowali Jaspera, który siedział w gabinecie doktora Cullena, czerwony na twarzy i oszołomiony. Zwłaszcza, że ​​doktor Cullen ciągle wspominał o dziewczynach. Jasper nigdy nie lubił dziewczyn. Były obrzydliwe.

Ale Edwarda nie było.

Jasper lubił Edwarda. Uważał, że jego twarz i symetria są intrygujące, mógł wpatrywać się w niego godzinami i nigdy się to nie nudziło. Kiedy Edward leżał obok niego, Jasper pragnął ciepła na jego brzuchu i klatce piersiowej, pragnął być bliżej niego.

Jasper nie był w stanie określić, czy to w porządku czuć coś takiego do Edwarda, więc uznał, że najlepiej będzie zachować to w sekrecie, dopóki nie odkryje, że jest inaczej. Za bardzo bał się zapytać doktora Cullena. Nie chciał ryzykować swojego nowego domu – swojego najlepszego przyjaciela. Sama myśl go przerażała. Był pewien, że nie mógłby istnieć bez Edwarda. Często nienawidził swoich reakcji na Edwarda z tego powodu, chociaż nie mógł zrozumieć, dlaczego miałby je ukrywać.

To było takie naturalne.

Później Jaspera pochłonęła ciekawość jego ciała – zachwycona doznaniami dotykania jego penisa. Zastanawiał się, jak może wyglądać Edward. Owinąłby palce wokół sztywnej długości i udawał, że to może być jego. Desperacko chciał wiedzieć, jak to jest pocierać ich o siebie, choć obawiał się, że pytanie może być niewłaściwe.

Nie masturbował się też jak normalni chłopcy – wolał leżeć na poduszce niż używać ręki, jak to kiedyś niezręcznie wyjaśnił mu doktor Cullen. To był jedyny sposób, w jaki kiedykolwiek widział kogoś uprawiającego seks. Łatwiej było mu wyobrazić sobie, że Edward jest pod nim, chichocząc i wydając dźwięki podobne do ludzi z telewizji.

Spodnie Jaspera zawsze robiły się ciasne, kiedy dostawał nową poduszkę.

---

- Jest zimno - Edward zadrżał, wpadając przez drzwi do pokoju Jaspera. Jasper czekał, odkąd jego drzwi zamknęły się tego wieczoru. Był teraz za stary, by bać się śmiesznych rzeczy, takich jak potwory – trzynastolatek. Nastolatek. Ta myśl podnieciła Jaspera.

Nie mógł się doczekać, aż szkoła zostanie zwolniona na lato, żeby on i Edward mogli pójść na plażę. Jasper nadal nie umiał pływać, ale to nie miało znaczenia. Lubił widzieć Edwarda w jego kąpielówkach, nawet zachęcał go do kupna czarnych.

Lubił widzieć ciało Edwarda, o wiele bardziej umięśnione niż jego własne. Jasper był zwykle opisywany jako „twiggy”, ze swoimi chudymi rękami i nogami oraz niezgrabnie wątłą sylwetką. Jasper miał również długie, poszarpane blizny na plecach, których nie chciał ujawnić. Ale Edward był tak idealnie proporcjonalny, symetryczny i… idealny. Jasper żałował, że tak nie wygląda.

Jasper zachichotał i odrzucił koce w chwili, gdy Edward zbliżył się do łóżka, nurkując pod nim szczękając zębami. Zima wkrótce minie, ale na razie w Forks było mokro i zimno, a drewniane podłogi w ich pokojach w niczym nie pomagały. Jasper syknął, gdy poczuł, jak jeden z zimnych palców Edwarda dotyka jego.

Potem powiedział: „Zimniesz! Chodź tutaj” i ochoczo otworzył ramiona przed Edwardem, który nie wahał się przyjąć oferty Jaspera. Ich klatki piersiowe zmiażdżyły się, a resztki dreszczy emanowały przez ciało Edwarda, gdy Jasper rozgrzał swoje ramiona dłońmi.

Jasper wtulił nos we włosy Edwarda – jego włosy pachnące mydłem – i westchnął, szczęśliwy, że nie jest już sam. Bo nawet jeśli Jasper był o wiele za stary, by bać się absurdalnych rzeczy, z pewnością nie mógł zaprzeczyć, że bycie samemu w ciemności wytrącało go z równowagi.

Zgnieciony pierś w pierś pod kołdrą, Jasper mógł w końcu zgasić lampę i znaleźć spokój. Jasper wszedł w niego głębiej, jak zawsze, i zahaczył jedną ze swoich nóg o nogę Edwarda. Chciał go przyszpilić do boku, podczas gdy jego niespokojne oczy przeszukiwały ciemność jego sypialni. Senne oddechy Edwarda przepływały po jego szyi i uspokajały Jaspera.

To wtedy skupienie Jaspera przesunęło się z ciemności na ciało przeciwko niemu. Jasper czuł, jak jego klatka piersiowa unosi się i opada, pcha i ciągnie. Poczuł dłoń Edwarda na swoich plecach, bezwładną, gdy zapadał w sen. Jasper poczuł biodra Edwarda na swoich i musiał się cofnąć – tylko trochę.

Erekcja Jaspera pulsowała.

Potajemnie ocierał się delikatnie o Edwarda w niektóre noce, kiedy był pewien, że jego sen był wystarczająco głęboki. Wystarczy muśnięcie jego uda, lekkie jak piórko. To wystarczyło, aby stworzyć długie sny, które były o wiele bardziej satysfakcjonujące. Czuł jego krzywizny i owijał ramiona wokół jego torsu, ściskał go ostrożnie, ale delikatny kamień wystarczył, by zaspokoić jego potrzebę i puścić wodze fantazji.

Kiedy Edward spał teraz obok niego w zimnym pokoju, Jasper przewidział ten moment. Jego penis pulsował i bolał od przyciśnięcia do czegoś. Wszystko. Jasper pozostał nieruchomy, dopóki nie był absolutnie pewien, że nie obudzi Edwarda. Potem powoli wysunął biodra do przodu i jego wyprostowany penis dotknął biodra Edwarda.

Jasper chciał wydawać dźwięki i ocierać się o niego dalej, choć wiedział, że nie może. Był sfrustrowany. Zbeształ siebie za to, że był nieostrożny i nie masturbował się, jak to często robił, zanim Edward wszedł do jego pokoju.

Widział innych chłopców w ich wieku całujących się po francusku z dziewczynami, podobnie jak tamtego dnia w telewizji.

Ale Jasper nie chciał francuskich pocałunków z dziewczynami. Westchnął we włosy Edwarda iw końcu zamknął oczy, zastanawiając się, czy kiedykolwiek będzie mógł mieć te rzeczy z Edwardem. Ale na razie Jaspera naprawdę to nie obchodziło. Choć spędzał czas na myśleniu o seksie, całowaniu i pocieraniu swoją erekcją o poduszkę, którą chciał być Edward, był pewien, że – tak długo, jak to miał – będzie całkowicie zadowolony przez resztę czasu.

Jasper przytulił Edwarda mocniej.

---

Pierwszym momentem, w którym Jasper dostrzegł cienką szczelinę między nim a Edwardem, było przy pianinie. To była obca, zaskakująca rzecz, ta szczelina, która w każdej chwili mogła przerodzić się w przepaść. Choć może będzie musiał to zignorować, pewnego niedzielnego poranka okazało się to niemożliwe.

- Nie. Twoje palce nie poruszają się wystarczająco szybko – poinstruował Edward przez zaciśnięte zęby, ściągając brwi w irytacji. Jego usta zdobiły najbardziej urocze grymasy, twarde, a jednocześnie miękkie.

Jasper odpowiedział: „Co jest złego w powolnym chodzeniu?” i jeszcze raz spróbował melodii, tak leniwej, że została wciągnięta w serię ostrych, poszarpanych nut.

Edward skulił się. „Ponieważ to nie jest piosenka, jeśli granie jej zajmuje rok”, a potem Edward zamknął pokrywę tak szybko, że uderzyła Jaspera w nadgarstek, a on cofnął rękę w zaskoczeniu.

Wpatrując się w siniaki, Jasper poczuł ukłucie w klatce piersiowej, gdzie zwykle znajdowało się jego szczęście, ukryte głęboko w miękkich pieszczotach i delikatnych uśmiechach Edwarda. Uderzenie jego nadgarstka pozostawiło ciemny, czarny znak na sercu Jaspera. Próbował to odepchnąć, w głębi duszy, gdzie leżały inne niedyskrecje Edwarda – pchnięcie jego ramienia, zirytowane warknięcie, paplanie do Esme – a jednak Jasper nie mógł tego po prostu zlekceważyć.

Stawały się coraz częstsze, uświadomił sobie z nagłym niepokojem.

Próbował nakłonić Edwarda, by nauczył go gry na pianinie. Wiedział tak dużo o muzyce i potrafił tak pięknie grać. Jasper czuł się zamknięty w jakiejś ciemnej niszy w życiu Edwarda, do której nie miał dostępu.

Ale Jasper był okropny w grze na pianinie, a Edward był zbyt niecierpliwy, by odpowiednio go uczyć. Ponad miesiąc zajęło mu nauczenie się prostych dziecięcych kołysanek, a jego palce były zbyt krótkie i niewygodne, by poruszać się z taką samą szybkością i gracją jak Edwarda.

Jasper potarł nadgarstek, marszcząc brwi na okładkę pianina. Nie lubił już fortepianu, nie mógł pojąć złożoności gry na tym cholerstwie. To sprawiło, że poczuł się gorszy od Edwarda, jakby nie był w stanie nadążyć. Obawiał się, że zostanie pozostawiony w tyle w swojej prostocie i braku blasku. Jasper nie miał żadnych specjalnych talentów.

Palce Edwarda podeszły do ​​grzbietu jego idealnie prostego nosa i uszczypnął go, zamykając oczy. Jasper trzymał wzrok utkwiony w swoim nadgarstku iw końcu poczuł dłoń Edwarda na swojej, wyrywając ją ze swojego złośliwego uścisku.

Edward uśmiechnął się smutno, ale potem podniósł nadgarstek Jaspera do swoich ust – swoich idealnie różowych ust – i pocałował zaczerwienioną linię, zielone oczy utkwione w Jasperze, och, tak skruszone. - Przepraszam - wyszeptał, kiedy ostrożnie puścił rękę, ale Jasper był w szoku z powodu uczucia, które wciąż łaskotało jego posiniaczone ciało.

Rozmawiali i śmiali się, a Jasper był niecierpliwy. Chciał, żeby Edward odszedł, więc poprosił go, aby poszedł skonfigurować swój nowy system gry. Kiedy Edward był na schodach, w końcu zostawiając Jaspera samego, przyłożył swój nadgarstek do własnych ust i naśladował Edwarda, kradnąc widmowy pocałunek, który sprawił, że poczuł się wyjątkowo oszołomiony.

Modlił się, by Edward znowu go skrzywdził – i to bardzo szybko.

---

Wszyscy chłopcy siedzieli skuleni wokół górnej trybuny, kilku z nich poruszało się w sposób dobrze znany Jasperowi. On też się poruszył, ale nie z powodu magazynu pornograficznego, który leżał między Edwardem a Tylerem.

Jasper mógł stwierdzić, że Edward był napalony.

Jego policzki zarumieniły się najpiękniejszą różową barwą, pokrywając czubki jego uszu ognistym różem. Jasper w myślach nazwał ten odcień Edwarda „Pretty Porno Pink” i zachichotał w duchu. Zielone oczy Edwarda gapiły się na obraz kobiety – długonogiej brunetki z dużym biustem – a jego ręka była ukryta podejrzanie głęboko w jego krótkich kieszeniach. Jasper nie mógł otrząsnąć się z wizji Edwarda dotykającego się tuż przed nim.

- Boże, jaka ona jest gorąca - westchnął Tyler, zaciskając usta, gdy jego głowa pochyliła się bliżej.

„Smokin'” powtórzyło kilku chłopców, ale Jaspera nie obchodziły zbytnio ich oceny.

Jego oczy skierowane były na Edwarda, mając nadzieję, że uzna ten obraz za równie odrażający jak on.

Niestety, Edward był wyraźnie podekscytowany, jąkając się: „S-skąd to masz?” Był krótki, subtelny ruch pod krótką tkaniną Edwarda i Jasper desperacko potrzebował dostać się do domu i poluzować własną.

- Mój brat - odparł Tyler, wysuwając język, by oblizać usta. Nawet ten mały gest, wykonany przez kogoś takiego jak Tyler, sprawił, że erekcja Jaspera pulsowała tak mocno, że jego biodra drgnęły.

Jego umysł szaleńczo tworzył teraz fantazje zarówno z Edwardem, jak iz Tylerem. Z drugiej strony, Jasper był tak sfrustrowany, że nawet obrzydliwa kobieta z magazynu mogłaby go wkurzyć.

Edward znów się poruszył. - Prześlij mu moje podziękowania - zachichotał, niski i ochrypły, a Jasper stał się niemożliwie twardszy. Przysunął się nieco bliżej Edwarda, pod pretekstem szukania lepszego kąta, pod którym mógłby obejrzeć zdjęcie, a Edward, zauważając, dał mu przestrzeń potrzebną do ścisłego wtulenia się w jego ciało.

Edward zawsze zajmował dla Jaspera miejsce najbliżej niego.

Jego ramiona były ciepłe, a ten najbliżej Jaspera wciąż miał rękę wepchniętą głęboko do kieszeni. Jasper wyobraził sobie, jak ci wszyscy inni chłopcy odchodzą, żeby mógł podejść bliżej i szepnąć mu do ucha: „Mogę z tym pomóc…”

Nigdy nie czuł się tak bezczelny i tak niewybaczalnie podniecony, obserwując po prostu podniecenie Edwarda. Nie wiedział, jak długo jeszcze może ukrywać to przed Edwardem. Spędzili razem tyle czasu, samotnie i intymnie, a możliwości, które mogli odkryć, były tak niesamowicie pociągające dla Jaspera.

Ale wtedy Tyler obserwował Jaspera zmrużonymi oczami, a Jasper zdał sobie sprawę, że jego własne spojrzenie nie było skierowane na magazyn, ale zamiast tego na subtelnie poruszające się krocze Edwarda.

Jasper przełknął ślinę i szybko odwrócił wzrok, ignorując oskarżenie w jego spojrzeniu.

- Hej, Jasper - powiedział nagle Tyler i wszystkie głowy zwróciły się ku niemu, większość twarzy była zarumieniona i pozbawiona wyrazu. Tyler uśmiechnął się złośliwie i zastanawiał się głośno: „Domyślam się, że to nie jest twój typ materiału”. Potem Tyler wyciągnął magazyn sportowy, pełen spoconych mężczyzn i reklam sportowców, i położył go na trybunach przed sobą.

Pozostali chłopcy milczeli tylko przez chwilę, zanim ich oczy rozszerzyły się, a potem śmiali się głośno, Edward nieruchomo i w oszołomieniu wpatrywali się w magazyn sportowy.

Jasper wstał, oburzony, gdy patrzył groźnie na śmiesznie przetłuszczone włosy Tylera, i żałował, że nie może wlać wybielacza do swojego mózgu, tylko po to, by rozwiać chwilową fantazję, którą właśnie miał o nim, kalając samotną doskonałość Edwarda.

- Zamknij się – Edward w końcu obronił się, gdy Jasper odszedł do toalety, mając nadzieję, że wkrótce pójdą do domu.

Jasper nie mógł się doczekać, kiedy zwinie się w kłębek do Edwarda i będzie śnił o tej dłoni, zagubionej w czeluściach kieszeni.

---

"Co masz na myśli?" – zapytał Jasper, opierając się o wezgłowie łóżka z jednym kolanem przyciśniętym do piersi. Delikatny blask jego nocnej lampki oświetlił stojącą od dołu twarz Edwarda i podkreślił jego oczodoły – sprawiając, że wyglądały na zapadnięte. Jego usta wydawały się większe. Linie jego piętnastoletniego ciała były prawie widoczne przez starą, przezroczystą koszulkę.

- To nie żart – wyszeptał Edward, ale Jasper się nie śmiał. W rzeczywistości Jasper był bardzo bliski płaczu, ale nie pozwolił Edwardowi tego zobaczyć. Zacisnął zęby i mocno owinął palec wokół luźnej nitki prześcieradła. Odciął mu krążenie i zsiniał koniuszek palca.

Jasper pociągnął mocniej.

- Chodź - poprosił miękko Jasper, po raz ostatni, kiwając głową w miejsce obok siebie. Robił, co mógł, żeby to rozegrać, niepewny, jak bardzo jest przejrzysty.

Oczy Edwarda wpatrywały się w pustkę, wszystkie koce były zmięte i odsunięte w oczekiwaniu na jego ciepłe ciało.

Jasper nie chciał pytać. Nigdy nie potrzebowali tego i ta nowa konieczność wprawiała go w zakłopotanie. Ich łóżka były otwarte dla siebie przez sześć lat.

Oczy Edwarda były teraz martwe, jego postawa była obojętna. Przesunął ciężar. „Nigdy”, brzmiała jego cicha odpowiedź i odwrócił się, wychodząc z pokoju ze spuszczoną głową.

Kiedy drzwi w końcu się zamknęły, Jasper pozwolił, by zaatakował go rak jego nieobecności. Był szkarłatny i nagi - jak jego sypialnia o północy. Czerwone ściany były pokryte markerami, szkicami, bazgrołami i poezją, którą kiedyś mogli się dzielić. Lampa słabo oświetlała i Jasper skrzywił się na widok skąpych bazgrołów, które mógł rozszyfrować.

Jego palec był teraz zdrętwiały.

Zastanawiał się, dlaczego Edward to robił – odmawiając Jasperowi komfortu. Ale on już wiedział. Słyszał szepty wokół domu, które docierały do ​​jego uszu jak zła, sycząca intonacja.

- Czy nie są trochę za starzy, żeby ze sobą sypiać, Carlisle? Nie powinieneś coś powiedzieć?

Jasper zignorował ich i czekał na Edwarda. Jeśli kiedykolwiek mu się nie uda, Jasper pójdzie do niego. Tak działała grawitacja. Nawet podczas wieczornych kolacji przestawiali się razem, jak w pełnym gracji tańcu. Edward był tak nieświadomy i obojętny przez tak długi czas. To była najsłodsza mała obrzydliwość – ta sekretna tęsknota, którą Jasper trzymał w ukryciu.

Jasper potrafił się ukrywać.

Ale Jasper wiedział również, że niezadowolenie ciotki i wujka Edwarda nie miało z tym nic wspólnego. Jasper wiedział, że to jego wina. Był nieostrożny i głupi – pozwolił Edwardowi poczuć jego poranną erekcję i zareagował w niewłaściwy sposób.

To zdarzyło się wcześniej tego ranka i Jasper wiedział, że zrujnował to wszystko jednym, na wpół świadomym pchnięciem bioder. Edward otworzył oczy i zmarszczył brwi, a kiedy Jasper zdał sobie sprawę, co zrobił, nie uciekł. Zamiast tego trzymał tam biodra i chciał to zrobić jeszcze raz. Ich oczy były zapadnięte od snu, a usta Jaspera wydawały się niewyraźne, ale był oszołomiony i wciąż ogarnięty euforią snu, który miał o Edwardzie.

Edward, który wyglądał na zmieszanego i zmęczonego obok niego.

Jasper zbliżył swoją twarz do Edwarda, wbijając swoją erekcję w ciepłe udo.

Gdzieś w głębi Jasper przekonał samego siebie, że Edward poczuje to samo. Miał nadzieję, że uda im się zachować to w sekrecie i zbadać się nawzajem. Ale Jasper powinien był wiedzieć lepiej. Jasper często słyszał, jak Edward kochał niektóre dziewczyny w szkole i wiedział, że mu się podobały. Nie Jasper. Edwardowi podobały się ich brązowe włosy i drobne sylwetki, trzymał magazyny schowane pod materacem z nagimi kobietami w nich. To były rzeczy, o których marzył Edward. Nie Jasper. Nigdy Jaspera.

Edward odepchnął go z agresywnym pośpiechem.

Jasper chciał go błagać, gdy Edward rzucił się z łóżka, przerażony i przerażony. Chciał wyjaśnić, że nic nie może na to poradzić i że Edward ma najdelikatniejszą, najjaśniejszą, najpiękniejszą skórę. Chciał, żeby Edward wiedział, że chętnie zaprzeczyłby tym reakcjom, gdyby po prostu z nim został.

Chciał, żeby Edward wiedział, że miał na myśli znacznie więcej, że ciekawość i reakcje Jaspera nie były przyczyną, ale skutkiem jego związku z Edwardem.

Teraz Jasper potrzebował Edwarda u swego boku, aby czuł się bezpieczny, kochany i wartościowy. Aby dać mu miejsce na świecie. Pragnął lekkiej pływalności, która często atakowała jego klatkę piersiową, kiedy Edward był blisko, dotykając go małymi, czułymi gestami. Pragnął położyć głowę na kolanach Edwarda, poczuć, jak jego gibkie palce gładzą jego włosy i patrzeć w zielone oczy, które rozpraszały ciemność.

Mocniej pociągnął nić wokół czubka palca, czując lekkie mrowienie w ciele. Był bliski zerwania się i podbiegnięcia do niego. Miał ochotę złapać Edwarda za nadgarstki i rzucić nim o ścianę w brutalny, przerażający sposób. Chciał mu powiedzieć, że nie może bez niego przetrwać – powiedzieć mu, żeby otworzył oczy i zobaczył, jak bardzo do siebie pasowali, w ten sposób – powiedzieć mu, żeby otworzył usta, żeby w końcu mógł posmakować słodyczy swoich zakazanych ust.

Jasper nie spał i nigdy nie gasił lampy.

---

Jasper w końcu usłyszał warunki tego lata, w szatniach, w telewizji i wychodząc z brudnych ust chłopaków z sąsiedztwa.

wesoły. Wróżka. Pęk. Queer.

Mówili o chłopcach, takich jak Jasper, których pociągali inni chłopcy – chociaż sposób, w jaki o tym mówili, był znacznie bardziej wulgarny i poniżający. Jasper nigdy nie uważał swojego pociągu do innego chłopca za coś złego i trudno mu było zrozumieć, dlaczego wymagało to osobnego określenia. Tak bardzo chciał poprosić kogoś, by mu to wyjaśnił, ale okazało się, że Edward unika jego towarzystwa.

Nie mając szkoły, która by go zajmowała, Jasper podążał za Edwardem po domu. Opadł na bok na pluszowej, białej sofie. Próbował oglądać ich ulubione programy z Edwardem, ale nigdy nie rozmawiali. Jasper podążał wtedy za nim na zewnątrz, bez słowa i zagubiony, gdy Edward szukał grupy chłopców, których przyszedł nazywać przyjaciółmi. Jaspera rzadko nazywano „przyjacielem”.

Nienawidził, kiedy Edward nazywał go swoim „bratem”.

Nie trwało długo, zanim Edward zaczął się denerwować uporem Jaspera. – Przestań mnie śledzić – warknął w końcu pewnego dnia. Jasper szedł za nim, licząc ich kroki, gdy szli chodnikiem. Rozwścieczony obrót Edwarda zaskoczył Jaspera.

Wzdrygnął się.

Edward przewrócił oczami, jego włosy lśniły w słońcu z drobinkami rubinowej czerwieni. Kropla potu spłynęła mu z ucha i zebrała się w obojczyk. – Nie chcesz mieć własnych przyjaciół? he asked meaningfully, eyes alight with irritation, cheeks flushed with fury. His nostrils flared and Jasper had always thought Edward adorable when angry.

Of course, now, Edward was angry with him.

Jasper opened his mouth but couldn't speak. He didn't understand having anything of his own. Jasper shared with Edward and Edward shared with Jasper. There was no one thing owned solely by the other. They'd shared clothes and shampoo and candy bars and ice cream and soda pop and toys and... everything. He couldn't fathom the line required to sever that concept.

What was the point in having anything if he couldn't share it with Edward?

They could hear the voices of the other guys around the corner, and Edward shifted impatiently. Without waiting for an answer, he spun on his heel and loped toward them, so graceful as his muscular body moved. Jasper was still stuck in his awkwardly skinny body, all twiggy limbs and too tall to know what to do with them. Edward's hair stuck to his sweaty neck and Jasper memorized their curly Q's and matted O's.

And then, because he simply didn't know what else to do, Jasper followed.

Edward stepped right. Jasper stepped right. Edward stepped left, Jasper stepped left. Edward curved his path, Jasper curved his path. It was customary by this point. They even walked the same now. Talked the same. Used the same taboo language in private and liked the same junk food. Edward had adopted a fraction of Jasper's odd, southern accent, and in return, Jasper had adopted Edward's sharp annunciations, their speech becoming one, fused drawl unique only to them. Edward was an extension of him—a dual part of Jasper's body that he had no choice other than to accommodate.

But then the guys' voices got closer and Edward's fists curled at his side. Jasper furrowed his brow at them, tilted his head and pondered their meaning.

And then Edward spun.

Jasper flinched.

Edward put his palms to Jasper's shoulders and shoved him with an angry growl. Jasper watched his face as if in slow motion—the furling of his pink lips, the forward sway of his messy hair, the darkness of his eyes, and the creasing of his pale forehead.

Jasper—shocked and puzzled—tumbled to the ground and landed on his bare elbows with a blinding "crack."

He cried out in pain, could feel the course pavement below him scrape his skin away from bone and burn. It reminded Jasper of that excruciating moment when leather had met his flesh as a child. It wasn't the pain that hurt. Jasper found the pain to be oddly stimulating and, though the sensations burned, the throbbing made him acutely aware of his every nerve ending.

Jasper liked that.

No. The pain did not hurt Jasper.

Jasper was hurt by the persons who intentionally inflicted it.

His watery gaze was trained on the figure above him, and Jasper whimpered. Even though his elbows bled, it was his chest that ached. Jasper found it difficult breath. Edward's face was pale now, not flushed. His green-apple eyes were wide and aghast, and he staggered back, mutely shaking his head from side to side.

Jasper felt a tickle of pleasure from the remorse and horror that covered Edward's face like a tragic mask. Jasper was so weak physically, so vulnerable, and he hated feeling that way. This guilt was his only power over Edward. His perfect lips parted, and he did apologize, but when the guys grew nearer, Edward did not offer Jasper his hand. He hung his head and his remorse transformed to pity. Then Edward's face was blank, and he was turning to the others with a small, guilty shrug.

Blood trailed down Jasper's arms as he stood, using his blonde hair to veil his humiliating tears. He dusted the dirt off his back and when he extended his arms, a smatter of pain speckled his sensitive and raw skin. The guys all shot him odd looks and continued their laughter and walking.

Edward followed them, but Jasper followed nothing.

---

Esme and Carlisle were beginning to worry about Jasper, and he knew it. He hid away in his room for the remainder of the summer and spent his time dreaming and sulking. He only came out for dinner, never capable of containing his bitter tears when Edward would return home at twilight, flushed and sweating and exhausted from a long day of playing baseball with the other guys.

Jasper hated baseball—not that he was ever invited to play, of course.

One evening while the two were washing dishes, Jasper heard Esme asking Edward why he was never invited. "It's just a little odd that you were so attached at the hip, and now you won't even take him out to play with you," she wondered aloud.

Edward lied quite easily, "I asked him to come and he said 'no.'"

This produced a term from Dr. Cullen when Esme went to him, concerned: "Social dysfunction."

Jasper balked at these words, infuriated at Edward. He wasn't certain how, but he made a plan to get back at him—to make Edward feel as excluded as he did. He began listening to music that he knew Edward would loathe. He chose the loudest, heaviest, most obscene and frowned upon songs and played them whenever he was certain Edward would be home. He was always quite pleased whenever he'd catch a glimpse of Edward's face, wrinkled in distaste.

But Jasper actually found himself relating to the words of the songs—angry and withdrawn.

Before school began again, Esme took Jasper out to buy his own clothes, since Edward's bedroom—and consequently, his closet—were now off-limits to Jasper. He chose clothes that were the farthest from what Edward wore.

Edward liked blue and green and yellow, and so Jasper chose black and white and grey.

When school started again, Jasper found it difficult to watch Edward with the other boys. He had to sit at his own table Sophomore year, exiled from his usual spot at Edward's side. Outwardly, Jasper remained emotionless and numb, but inwardly, Jasper was anguished with every moment that he had to watch Edward's smile from across the room.

Jasper stopped caring about his grades, found it difficult to remain focused on the boring material. He'd spend his afternoons gazing out windows and concocting fantasies of Edward's ultimate absolution. In his daydreams, Edward would come to him, remorseful and pleading, and Jasper—never capable of saying no to him—would accept him with wide, open arms and a joyous grin.

They'd kiss in Jasper's fantasies.

It wasn't always on the mouth.

On Halloween that year, Edward took Tanya Denali out on a date, to a costume party that Jasper hadn't been invited to. Tanya went as Marilyn Monroe. Edward went as John F. Kennedy. Jasper went to the Cullens' liquor cabinet when they fell asleep and got drunk for the very first time.

He vomited in his closet.

When his "parents" had found their liquor missing that Thanksgiving, they'd punished Jasper—a first. He was prepared for a myriad of methods used to accomplish this. Jasper knew by then that Dr. Cullen would never strike him. Instead, they grounded Jasper to his room, where he had round-the-clock access to a brand new computer, high speed internet, and websites where he could watch men do what he always wished Edward might.

As if he went anywhere else.

---

The numbness never came. Jasper always read and heard about people becoming numb to this kind of pain, but he wasn't so lucky. Rage filled Jasper like a violent waterfall, brimming over the edges and threatening to spill over at any given second. Whenever it did, he'd be forced to lock himself away like a volatile prisoner, too afraid of his flagrant transparency to simply... snap.

God, how he wanted to snap.

Now, Jasper was watching by the ledge, his ribbons of smoke twirling like a zephyr toward the night sky as it twinkled. He tucked himself away in a dark corner of the balcony and watched. He was always watching. Two glowing eyes in the darkness of the forest. Something's off, but you don't know what.

He flicked his cigarette and narrowed his eyes—his jasper-colored eyes.

He hated that fucking gemstone. He hated the humid breeze, caressing his flesh with nothing but chill. He hated the sounds coming from below him and the rattling of the windows like monkeys in cages. He hated so much these days.

He hated himself. He hated his scars. He hated his blonde hair and it's course curling. He hated being sober, and he hated lying to his "parents." He hated them. He hated his red bedroom and the cold floors. He hated the memories—and—he—fucking—loathed—Bella—Swan.

Edward looked so strange now, sitting on the hood of his new car and laughing. He threw his head back, and his abdomen tightened with the chortles. Jasper could sense its dishonesty in the oddest way. He wanted to be there to look a little closer. He wanted to set his jaw and narrow his eyes and peer into that bizarre sound. He dissected it with careful incisions. High. Low. Deep. Repeat. Bounce of the diaphragm. Tosses of bronze.

So few could see his strangeness, really comprehend or grasp its existence.

To Jasper it was a flashing billboard on a crowded interstate. It reminded him of little bugs, teeming beneath tree bark and gnawing until nothing was left but a hollow stump. Slender fingers. Animated as they waved. Words spoken, vibrations of sound that twisted and distorted through a crooked smile. Edward brushed her hair back from her neck. Fingertips grazed her skin, and she smiled, smiled, smiled.

He blew his smoke into the air slowly, allowing the noxious cloud to obstruct the view of lips touching. Hands on backs. Whispers in ears. More laughter, stretching wide around the space and calling, "Look at me! Look at me! Aren't I so motherfucking divine?"

Tiny, tiny hands, grasping and clutching as their lips glistened under the pale moonlight. Her fingers trailed his shoulders and sank into the blue fabric of his shirt. She hooked her knee around his hip and moaned against him. She reached down and cupped his groin, and he shoved his fingers into her hair with a fevered grunt.

Jasper—drunk and dizzy—vomited over the railing.

---

"Where did you go?" Edward asked as she took her seat. His hair hung in his eyes. Flopping down. Wide eyes. He picked at his chicken and avoided anything outside his bubble of perfection. He wasn't oblivious to Jasper's cutting stare. He was just ignoring him. Jasper wished he could ignore Edward, too.

She grinned. "To the lady's room, of course." Her hand sought his, wrapped it up tight, held it down and locked it away. Their fingernails were bright and entwined and laying atop the Cullen family dinner table like the prettiest picture. Everyone was smiling. Jasper inspected her fingers and, against his will, envisioned them wrapped around Edward's rigid cock.

Jasper ground his teeth and tapped his boot, shoved the food into his mouth.

"Your home is so lovely, Mrs. Cullen!" Bella exclaimed like screeching chimes that made Jasper cringe. Eyes bright like headlights scanned the walls, and she gushed, gushed, gushed. Jasper felt sick again. The pleasantries swelled around him. "Everything tastes delicious! I love that painting! Your pearls are gorgeous!"

And this was the most horrific thing about this Bella fucking Swan. She hadn't an ounce of malice in her. She was polite and kind, attractive and sensual, sweet and sugary, intelligent and strong-willed. And she was genuine in her care for Edward. When all pretenses were stripped away, Jasper could only come to one conclusion.

Jasper hated Bella most because he had no logical reason to.

Esme beamed with pride and joy. Carlisle was engrossed in a newspaper. Edward was nodding along and eating small, menial bites. Shoving them down the hole. Holding her hand. Grazing her shoulder. Smiles so crooked and bizarre were flashed and disarmed her anxiety.

Jasper fucking hated that smarmy, crooked smile of his. He shouldn't be smiling like that—teeth and pink and bright green eyes, seeking brown. Every time he saw the smile—the one meant for Jasper—he wanted to stand and scream and toss his chair about like a petulant child. Didn't they understand anything?

Edward was his.

Edward kissed Bella goodnight in the foyer as Jasper passed to climb the stairs. Hands on hips, thumbs on cheeks, and tender whispers. Edward stared after her form with sparkling eyes and a thrilled stare. He probably liked watching her ass sway, Jasper seethed. Then the door was closed, and Edward was trodding away. Bounce in his step.

He never looked at Jasper anymore. It felt as though Forks was a chasm below him and he was falling. He was a weightless, yet somehow swollen mass that kept dropping. He waited to hear the final "crack" of his landing. Waited to feel the pain of his ending. Waited for the ground to finally give way to nothing.

He had nothing.

Jasper's fingernails penetrated the flesh of his palm, and when he finally, finally bled, his lips twitched like a dying body.

---

The stale linger of its taste in his mouth was the worst.

It was bitter, with an edge of saccharine, like blood and candy. He could feel it's violent dance on the tip of his tongue with every passing day. It never waned. Like a ghost, it haunted his empty halls, floating through the vacant rooms and searching for tattered toys and discarded, broken soldiers. How he wished he could give it back, shove it into his arms and laugh, laugh, laugh.

He could taste it the strongest at midnight. Could smell soapy hair and feel damp breaths against his neck. He could hear soft breathing, see twitching-dream fingers. Could feel hot, tender flesh beneath his eager fingertips.

Jasper had always been such a weird, dark little shit.

Jasper still found himself waking at the twelve chimes of the hallway grandfather clock. He'd forget the betrayal, and his feet would take him through the house, up the stairs, and to the door he was once welcome to enter. It wasn't until his hand wrapped around the brass knob that he'd remember.

It would wrap its bony fingers around his throat and squeeze until he'd gasp in the darkness. He'd stagger back and let the handle go without really meaning to. He'd feel Edward's words every night, thick like cold venom coating a candied shell.

"I don't sleep with fags."

And there—in front of the entrance which was once a soothing balm to his wounds—Jasper would cry.

He wouldn't sob. Jasper wasn't a sobber—he refused. But the tears would trail down his cheeks like searing tracers, regardless of his efforts to disallow them. He was always so weak like this—tired and scared and utterly fucking alone. Where was their compassionate fucking boy now?

And then Jasper would go back to bed. He would remove his boxers and lay naked beneath the covers. He would grab a white down pillow and shove it between the sheets, turn on his side and grip it between his thighs. He would move his hips against the smooth coldness, releasing a sigh. He would smash it against his throbbing erection.

His hand had always been lacking, so cold. Had felt so clinical and to-the-point. He'd wanted to imagine a pale, lanky body beneath him as he came. He wanted to feel above it, in control of it. He wanted to dominate it. This is the method he still preferred. Jasper couldn't even jack-off like a normal boy. But though that sickened him, made him feel shame, he continued.

He'd eventually turn to lay on top of it.

He would prop himself on his elbows and tuck his chin to his chest so he could watch himself fucking it. The tip of his cock would slide against white, peeking out from between his stomach and cotton. He'd imagine a little tuft of coppery hair, a trail from a belly button, hot breath on his face.

He would thrust urgently against it, the blankets on his back rising and falling with quick, sharp bounces and falling off his bare shoulders. His mattress would squeak, just like he always knew it would. He'd stare at himself moving against it and talk as if Edward were there, beneath him, writhing. Jasper had a vivid imagination and he'd say the most disgusting things to Edward's effigy.

The most disgusting, horrible, honest and arousing things.

At first he'd whisper sweetly, softly, tenderly to his absent lover, secret and gentle as he bucked into the pillow. He would shift his knees and he would push harder, offering husky praise to vacant space as he lifted his stomach for a better view.

He imagined Edward being so tight...

And then he would fall and writhe and rock into the bed with a pleading, begging groan as he came. Shuddering, he'd call his name as if Edward might hear him from across the house. He wanted him to rush through his door and swear that he'd never leave him again. He wanted to feel his sinewy arms encasing him yet again, holding Jasper's sweaty head to his chest.

Instead, Jasper would lay his cheek down, staring at the door and panting as he pressed his dick into the soiled pillow, just a few more times. It was so much easier this way. He'd forget the pain of standing before Edward's door—too exhausted and breathless to think. And then he'd fall asleep, sticky and empty.

Jasper did his own laundry now.

---

He'd waited for this moment since Junior year. It was the best fucking day he could remember having since Edward had kissed his wrist. Jasper walked on air through the halls of his high school, a secret grin on his face as he drifted from class to class, sticking to the shadows and the crevices of classrooms.

The girls were more chatty than usual and this... this pleased Jasper. The guys weren't much better, their whispers only minimally softer but ultimately decipherable. He'd lean in over his desk to catch their phantom and intangible murmurings, wanted to pluck them out of the air and shove them in his pocket for safekeeping. His hidden smile grew wider with every second.

Edward had stayed home today, as had Bella.

If it weren't for the school gossip, Jasper would have never recognized his fortune. For in the hallways and the stolen seconds before and after classes, the student body was abuzz with particularly satisfying information.

Bella Swan kissed one of the Quileute boys. Edward found out.

They were no longer together.

Nothing could dampen Jasper's high spirits. Not even when the assistant principal cited him for dress code violation because his pants had fallen too low on his hips. Not even when Mr. Berty informed Jasper of the possibility he might not graduate, due to his laughable GPA. Not even when he missed the bus and had to walk home, the rain already beginning to fall.

Jasper was positively soaked to the bone by the time he reached the large white mansion in the forest. Esme and Carlisle's cars were both absent from the garage. He checked. The house was an eerie kind of silent, as if maybe a calm after the storm.

Jasper went straight up the flight of stairs and passed his own room. Edward's door was closed, as he'd expected it to be. Internally, his heart was fluttering wildly in anticipation, all abuzz like the campus had been. He didn't even bother knocking.

But he wasn't prepared for what he saw: Edward curled up on the bed beneath his sheets, staring at the far wall with vacant, bloodshot eyes.

Jasper inspected him with much misery, the buzz in his chest subsiding to a deep aching that he never wanted to experience. Edward's pain was Jasper's pain.

In that moment, Jasper realized that he'd been so very wrong about Bella Swan. He had ample reason to hate her, every fiber of her being. She possessed Edward's heart, his perfect, flawless, fragile, delicate heart. Jasper had never entirely realized the depths of Edward's feelings for the girl, but there was no denying them now. She'd had his heart, and Jasper knew this with certainty, because clearly, she had crushed it.

Jasper knew how that felt, could see the symptoms and signs miles away. If ever he were doubtful of this fact, all he had to do was look in the mirror.

He felt no sense of vindication. There was no glory for Jasper in seeing Edward like this: crumpled and discarded and empty. There was only a deep sense of empathy, an impossible longing to comfort and soothe, a craving to absorb as much of that ache as he possibly could.

So Jasper removed his wet jacket and moved closer to Edward's bed, growing more and more miserable with every second that Edward completely disregarded his presence. Jasper pulled back the blankets and slid underneath, dampening the sheets with his soaked denim and dripping hair.

Edward was so motionless that Jasper thought him much like a statue. Except that he wasn't. Statues stood tall, they didn't lay curled around white bedsheets, despondent and limp. When Jasper was close enough, he lay his head upon the pillow, placing his eyes directly in Edward's line of vacant vision. There was only a slight spark of recognition in Edward's green eyes, but it was enough for Jasper to feel relief.

But then Edward whimpered.

It was a soft, anguished sound that pierced the depths of Jasper's soul. And he couldn't restrain his arms from seeking Edward's body and encasing them in what little comfort Jasper had left to give. Edward did not return the embrace at first, but Jasper smelled his hair and smoothed it back, hooked his wet leg around Edward's calf, the way he always had.

Jasper had never been the strong one. All he could do was hold Edward's prostrate body until he felt his arms respond, one draping itself weakly over Jasper's side. It was only an echo of what he knew they once shared. It was dark and miserable and painful in ways that Jasper couldn't possibly enjoy. Even though he finally held Edward in his arms, it was, in many ways, tainted with despair.

As was their sleep.

---

They must have slept for hours upon hours, if not days. Jasper could sense Edward in the depths of his seemingly neverending slumber, could reach him and touch him and cradle his head in his hands. He could also, almost instinctively, feel the sun's set and rise as he dozed contentedly.

Jasper seemed to awake to a weight in his chest that puzzled him. He squinted his eyes and wondered what the hell was fucking with his hair, something seeming to flutter through his tresses in a darkly, achingly familiar way. Jasper hadn't had anyone touch his hair since...

He opened his eyes to bare skin and a waistband, a little trail of coppery hair disappearing beneath it. Jasper's head rose and fell with Edward's breaths, his skin exploding into a current of electric gooseflesh with every pass that was made against his scalp. Edward's fingers. Jasper knew they were Edward's fingers. He must have, even in his dreams, because the weight that filled his chest was something that Jasper hadn't felt in so long.

Jasper sighed, his arm wedged uncomfortably against Edward's side. He was afraid to speak, terrified to spook the moment and watch it flutter away and dissipate into nothingness.

Edward's voice was gravelly and weak. "I guess everyone knows." His fingers, his smooth, long, gentle fingers, never ceased in their tender caresses.

Jasper suppressed a shiver. "I'm sorry," he whispered and was surprised to hear the utter sincerity of his voice.

Somewhere behind Jasper's head, Edward shrugged. "So am I."

When the deep chasm of silence fell upon them, neither abandoned their position. Jasper's eyes remained saucer-wide and stared fixedly at the patch of hair before him. He'd always imagined it, had s

Podobne artykuły

Kurwa macocha mojego przyjaciela

Dziś był ciepły, słoneczny dzień. Drzewa szumiały na wietrze, a za moim oknem leciały liście. Mój telefon zaczął pikać. Spojrzałam na telefon, zdezorientowana, gdy zobaczyłam, że to numer Jake'a. Dlaczego miałby chcieć się spotykać? Był poza miastem z ojcem na wyprawie na ryby. Cześć? Zapytałam. „Hej, Brad! Tu Lindsey!” Lindsey była nową gorącą macochą Jake'a. Miała kasztanowe włosy i obfite piersi, ogromny tyłek i smakowicie wyglądające usta. Mój kutas zaczął twardnieć na samą myśl o niej. „Potrzebuję pomocy z hydrauliką w domu! Wiem, że wiesz, jak to zrobić w nowej pracy hydraulika iw ogóle”. Jake mieszkał 2 przecznice dalej, więc mogłem...

1.7K Widoki

Likes 0

Jane: Część I

Spojrzałem na jej piękną twarz. Otaczała go anielska, zapadająca w pamięć, niebieska poświata. Za nią telewizor (naprawdę duży, płaski) migotał i przypomniał mi noc dwa lata temu, kiedy wszystko się zmieniło. Jej twarz jest uosobieniem doskonałości. Ma długie, proste, ciemnobrązowe włosy z pasmami jaśniejszego brązu (to rodzaj włosów, które chcesz chwycić w garść i mocno pociągnąć między nogami), duże, zielone oczy (rodzaj oczu, które chcesz spójrz na ciebie, gdy jest pomiędzy twoimi nogami), uroczy, spiczasty nos i duże, soczyste usta, które naprawdę chcesz ssać (lub ssać ciebie). Tak jak mówiłem – jest perfekcją. Jej ciało wcale nie jest gorsze. Pewnie, że...

1.1K Widoki

Likes 0

LEKCJE DOMINACJI: CZĘŚĆ DRUGA

PROLOG z części pierwszej: Naomi Dayne spotykała się z Peterem od sześciu czy siedmiu randek, a jej matka, Miranda, wyczuła, że ​​jej córka zakochuje się w młodym mężczyźnie, a ponieważ jest zimna jak kamień, chce mieć córkę kontynuować rodzinną tradycję kobiecej dominacji nad samcami!!! Po poddaniu Petera wielu testom, Miranda w końcu miażdży jego jaja w dłoniach, skutecznie łamiąc ducha Petera, pozostawiając go emocjonalnym wrakiem!!! Miranda następnie testuje zdolność Petera do ustnego zaspokojenia jej i ku uldze Naomi, Peter doprowadza jej matkę do piorunującego punktu kulminacyjnego, więc nasza historia toczy się dalej, gdy Miranda Dayne łapie oddech po orgazmie........... ......... Widzisz...

2.7K Widoki

Likes 0

Sen_(1)

Wślizgnęła się do mojego pokoju tak cicho, że pomyślałem, że to sen. Jej zwiewna suknia powiewała na delikatnym wietrze niczym scena z filmu. Uśmiechnęła się, przechodząc przez pokój, ze swoim nieśmiałym, nieśmiałym uśmiechem dziewczynki, a ja natychmiast poczułam się stwardniała. Chyba śnię, to było zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe. Gdy zbliżyła się do mojego łóżka, zatrzymała się i pozwoliła mi podziwiać całą swoją chwałę. Suknia przylegała do jej wspaniałych piersi i twardych sutków, więc chociaż ich nie widziałam, mogłam dostrzec ich pełny kształt. Światło sprawiło, że suknia w jej talii była przezroczysta, dzięki czemu mogłem doskonale widzieć zarys jej długich...

1.3K Widoki

Likes 0

Rytuał_(0)

W czasach dalekiej przeszłości... a może odległej przyszłości... Karl i Theata – małżeństwo chłopów usiłujące utrzymać się z roli – radzą sobie z być może niepożądaną wiadomością, że została wybrana na centralną część wyjątkowego wiosennego rytuału. To zupełnie inny rodzaj opowieści romantycznej. Miałem duży problem z podjęciem decyzji w jakiej kategorii umieścić ten post. Po przeczytaniu kilku najnowszych opowiadań z każdego gatunku zdecydowałem, że jest to mimo wszystko historia dziwnego romantycznego interludium w kulturze i czasie, których wielu z nas nigdy nie pozna. = = = = = = = = = = = = = = = = = =...

1.3K Widoki

Likes 0

Pani Parkingowa

Pani Parkingowa Właśnie skończyłem pakować do samochodu kilka zakupów spożywczych, niewiele, bo tylko ja siadam przy stole. Rok temu straciłem żonę na raka i jestem bardzo samotny. Mam ponad 50 lat, ale nie mogę się przekonać, że czas zacząć żyć dalej. Kiedy zamykałem bagażnik, podeszła pani, pchając duży wózek pełen rzeczy, i zatrzymała się przy samochodzie obok mojego. Gdy zaczęła pakować rzeczy do samochodu, pudełko brzoskwiń spadło i rozsypało się, rozrzucając brzoskwinie wszędzie. „Pozwól, że ci pomogę” – powiedziałam i sięgnęłam po trochę. Kiedy to zrobiłem, zauważyłem trochę więcej o tej pani. Prawdopodobnie miała około czterdziestki i była dość atrakcyjna, ubrana...

995 Widoki

Likes 0

Znowu razem

W moim ostatnim rozdziale Kim wróciła do domu. Czekałem na jej powrót przez sześć miesięcy. Kim zmieniła się na wiele sposobów, wróciła jako troskliwa i kochająca Kim, którą pokochałam, gdy dorastałyśmy jako dzieci. Druga zmiana dotyczyła jej wyglądu, nadal była urocza i seksowna, jednak jej waga drastycznie się zmieniła, z około 140 funtów do ponad 200 funtów. Kim i ja siedzieliśmy na łóżku i rozmawialiśmy; Właśnie wyjaśniłem jej, co się działo, odkąd odeszła. Opowiedziałem jej, jak poznałem Ginę, córkę DeRondy, opowiedziałem też Kim, że John i Gina byli zakochani, gdy John miał 17 lat. Kiedy siedzieliśmy i rozmawialiśmy, Kim zadawała mi...

2.8K Widoki

Likes 0

Powstanie Goblinów, rozdział 4

Piękna uczennica odpięła spódnicę i upuściła ją na kamienną podłogę laboratorium czarodzieja. Wkrótce potem pojawiły się jedwabne majtki, odsłaniając jej szczupłe, blade nogi. Jej młoda cipka odsłonięta. Była człowiekiem, młoda i dojrzała. Z długimi czarnymi włosami, prostymi i błyszczącymi. Miała zaledwie osiemnaście lat i była dziewicą, gdy została porwana przez starego czarodzieja. Nagroda, którą odebrał po tym, jak banda poszukiwaczy przygód próbowała go zabić. Starzec wiedział, że go nienawidzi. To była część jej apelu. Było to aż nazbyt jasne po sposobie, w jaki zadrżała i odwróciła wzrok, gdy jego dłoń sięgnęła w dół, by chwycić jej nagą cipkę. Jej miękka przebiegłość...

1.4K Widoki

Likes 0

Zabawa z siostrą i jej przyjacielem

Pozwól, że opowiem Ci o sobie: Nazywam się Jake. Mam 15 lat, 177 cm wzrostu i 145 funtów, brązowe włosy i zielone oczy. Tak się składa, że ​​mam siostrę, na której opiera się ta historia. Ma na imię Samantha, ale wszyscy mówią na nią w skrócie Sam. Ma 173 cm wzrostu i 9 lat, proste, brązowe włosy do ramion i brązowe oczy. Dobrze się dogadywaliśmy, ale dopiero pewnego weekendu nasz związek stał się nieodpowiedni. Wszystko zaczęło się, gdy mama poprosiła mnie, żebym zaopiekowała się Samem na weekend. Wyjeżdżała w podróż służbową, wyjeżdżała w piątek po południu i wracała w niedzielę wieczorem...

1.2K Widoki

Likes 0

Rozkosz dowódcy

Uwaga: Witam wszystkich! Znów jak zawsze piszę dla pieniędzy. Proszę o wiadomość, jeśli chcesz mieć własną, prywatną, niesamowitą opowieść o seksie. Jeśli nie masz nic miłego do powiedzenia w komentarzach, nie mów ich wcale :) Jeśli podobała Ci się ta opowieść, dodaj mnie jako przyjaciela lub... pozytywną opinię. Mam ponad 400 stron prac, które publikuję i pozytywne notatki, pozytywne opinie, pozytywne komentarze - sprawiają, że się uśmiecham. Duke stał się ostatnio dość zuchwały Od czasu przywrócenia G.I. Joes, drugi Joe coraz bardziej martwił się zachowaniem Diuków. Każdy członek robił, co mógł, aby pomóc swojemu liderowi, raczej zastępcy, ale nic nie działało...

3.3K Widoki

Likes 0

Popularne wyszukiwania

Share
Report

Report this video here.